Grenlandia chce odłączyć się od Królestwa Danii! Mieszkańcy wyspy o wielkości niemal połowy Europy pragną niepodległości. Problem w tym, że grenlandzkich Inuitów (Eskimosów) jest zaledwie 56 tysięcy. Czy poradzą sobie sami, bez wsparcia funduszami z dominium królowej Małgorzaty II? Być może przekonamy się o tym wkrótce, bo na listopad planowane jest Jeżeli Inuici powiedzą w nim "tak", to od czerwca 2009 lokalne władze będą przejmować kontrolę nad bogactwami naturalnymi, policją, sądownictwem, w zamian za redukowanie duńskiego wsparcia. To ostatnie jest zaś niebagatelne, bo wynosi 630 mln. dolarów rocznie.
Kierowanie niepodległą republiką może okazać się bardzo trudne, bo w tej chwili jedna trzecia Eskimosów nie ma pracy, a połowa pracuje w administracji publicznej. Cała nadzieja w odkrywaniu i wydobywaniu bogactw naturalnych. To jednak też niełatwe zadanie, jeśli do dyspozycji ma się 60 kilometrów utwardzonych dróg. W dodatku Dania jest w tej chwili bramą, przez którą trafiają na Grenlandię przynoszący pieniądze turyści. Mimo to, Inuici chcą odciąć się od poskolonialnych powiązań z Danią, która włada tym terytorium od XVII wieku. Najbardziej do suwerenności dąży lewicowa partia Inuit Ataqatigiit, która zajmuje jedną piątą miejsc w grenlandzkim parlamencie.
"Zielona Wyspa" jednak konsekwentnie od lat podkreśla swoją odrębność od Europy. W 1985 roku jako jedyne do tej pory terytorium wystąpiła z Unii Europejskiej. W 2003 roku świat usłyszał o epizodzie wypędzania z budynków rządowych i urzędników złych duchów. Szamana sprowadził wówczas doradca premiera, Jens Lyberth. Obrzęd miał być "wkładem w przywrócenie respektu dla ducha Grenlandii, który był tłamszony zbyt długo".