Takituku
| Joanna i Artur Morawcowie
|
|
Mentawaje uwielbiają cukier. Ma się wrażenie, iż nie dosypują cukru do herbaty, ale dolewają trochę płynu do dużej ilości cukru. Dziwne wydawały im się nasze zwyczaje: 1-2 łyżeczki do kubka i to w pełni wystarcza. Widocznie Mentawaje wolą prowadzić słodkie życie.
*****
Po 2 dniach pobytu w wiosce mamy otrzymać mentawajskie ( nader skromne ) "ubranka", a właściwe asystować przy ich wyrobie dla nas. W tym celu wraz z grupą wojowników udaliśmy się w dżunglę. Gdy znaleźli oni odpowiednie drzewo ścieli je, a następnie, w czym im pomagaliśmy, zaczęli uderzać korę patykami. Potem nacięli korę maczetami i rozpoczęli zwijać ją w długie - kilkumetrowe rulony. Z tymi rulonami dotarliśmy nad potok, w którym rulony były moczone. Następnie Mentawaje rozwinęli mokre rulony kory na kamieniach i zaczęli je powtórnie uderzać patykami w celu ich rozszerzenia. Później, już w wiosce, w świetle zachodzącego słońca, kora schła rozwieszona na kijach obok chat. Następnego ranka przebraliśmy się w już gotowe, mentawajskie stroje.
* * *
Innego dnia , już w strojach tubylców udaliśmy się na ryby. Łowienie ryb polegało na brodzeniu po pas w wodzie i zarzucaniu siateczki, do której miały, przynajmniej teoretycznie, wpaść ryby. Jednak pierwsze pół godziny połowów nie przyniosło żadnych rezultatów. Później jedna z Mentawajek i Australijczyk złowili po rybce. Królami polowania byliśmy jednak my. Jedno z nas złapało kilka rybek i jakieś zwierzątko wodne, drugie zaś trzy ryby na raz ! Pod wieczór wróciliśmy do wioski na zasłużoną kolację. Po kolacji zaczęliśmy przeglądać kolorowy polski tygodnik, który wzięliśmy z Ambasady. Wokół nas szybko, chociaż nieśmiało, rozsiadły się dzieci. Z zaciekawieniem przyglądały się kolorowym zdjęciom wydrukowanym w tygodniku. Zachęciliśmy ich gestem, aby usiadły bliżej. Dzieci pospiesznie się przysunęły. Wstrzymując dech w piersiach, podziwiały polskie konie. Zaintrygowały ich wieżowce w miastach, tłumy ludzi, a wszyscy ubrani od stóp do głów. Gazetę tą oglądały później wielokrotnie, opowiadając godzinami o każdym zdjęciu. Po dwóch dniach zainteresowali się gazetą także dorośli mieszkańcy plemienia. Ich zachowanie w czasie oglądania gazety nie różniło się niczym od zachowania ich kilkuletnich potomków. Kiedy opuszczaliśmy już mentawajską wioskę zostawiliśmy naszym gospodarzom gazetę w podarunku.
* * *
Następnego dnia okazało się co jedliśmy. Aby przygotować produkt na ten posiłek trzeba było nie lada wysiłku. Chcieliśmy się sami o tym przekonać i ruszyliśmy za przewodnikiem. Odnaleźliśmy grube przewrócone drzewo, które było odarte z kory. Najpierw mężczyźni z plemienia pokazali nam jak należy ścierać wnętrze drzewa, a potem robiliśmy to już sami odpowiednimi tarkami. Siadaliśmy we dwoje po dwóch stronach drzewa i tarką wykonywaliśmy ruch jakbyśmy piłowali to drzewo. Była to dziwna i dosyć męcząca praca. "Trociny" były wrzucane do pojemników i przenoszone do specjalnego zbiornika. Tam polewano je wodą i ugniatano stopami. Taki "produkt" przenieśliśmy do wioski, gdzie kobiety owijały go w liście bambusa i piekły w piecach. Tak właśnie przygotowuje się smakowity posiłek- "sorgo".
***
Pełni podziwu obserwowaliśmy, jak 60-letni Mentawaj zwinnie wspinał się na piętnastometrową palmę po orzechy kokosowe. Następnie trzymając się pnia jedynie nogami, rękami i maczetą strącał owoce.
***
Gdy po kilku dniach pobytu nastała pora powrotu, z wielkim żalem opuszczaliśmy wioskę Mentawajów. Zawsze będziemy pamiętać te małą wieś i tych prostych ludzi żyjących w sercu indonezyjskiej dżungli, z dala od cywilizacji, a jednak tak bardzo szczęśliwych.
Źródło: TravelBit
Tekst pochodzi z książki
wydanej przez Agencję Travelland
prowadzonej przez
Centrum Globtroterów TravelBit
warto kliknąć
|