KwA 3: 10`05; Przez Europę...
| Kinga Choszcz
|
|
Holandia
Wtorek, 18 październik 2005
Wczorajszy stop przez Niemcy to po prostu śmignięcie. Dobre autostrady, piękne szybkie auta. Najciekawszy motyw to kierowca z Armenii, z którym rozmawiałam po rosyjsku. Reszta bez niespodzianek, wszystko standardowo, gładko i przewidywalnie, nawet nie czekałam nigdy więcej niż parę minut.
Dopiero w Holandii zrobiło się ciekawiej. Zostaję wysadzona na obrzeżach Groningen i próbuję łapać stopa do centrum. Podjeżdża do mnie starszy pan na rowerze, wyjątkowo jak na Holandię niemówiący słowa po angielsku. Zaczyna wypytywać dokąd... Pokazuję mu adres. A on mi bagażnik swojego roweru... I w ten sposób docieram prosto pod drzwi budynku, w którym mieszka moja przyjaciółka Asia. No właśnie... Bo Holandia nie jest może dokładnie po drodze do Afryki, ale dla Asi warto byłoby zboczyć jeszcze dalej. Jutro ruszam dalej, a Asia mówi, że wpadnie odwiedzić mnie w Marakeszu...
Na południe Francji...
Sobota, 22 październik 2005
Przedwczoraj rano wyruszyłam z Mastrichtu i po całym długim dniu na autostradach czterech krajów (Holandii, Belgii, Luxemburga i Francji), około północy dotarłam do Marsylii na śródziemnomorskim wybrzeżu. No, w końcu mam wrażenie, ze uciekam nadciągającej zimie - podczas kiedy z Holandii wyjeżdżałam w polarze i kurtce, tutaj wystarczy T - shirt, a wokół rosną już palmy.
I jak to często bywa w drodze, zaczynam już doświadczać spontanicznej gościnności. Ostatni stop przedwczorajszej nocy był z ojcem i synem wracającymi z koncertu z Marsylii. Zaprosili mnie do swojego domku na wsi a dziś ojciec spędził pół dnia obwożąc mnie po uroczej górzystej okolicy i w końcu przywożąc mnie do Nicei. Wiem, to znowu trochę nie po drodze, ale nie mogłam odmówić zaproszeniu, które właśnie dostałam od Moniki, mieszkającej tu Polki, która zaprosiła mnie do siebie.
Teraz już - ruszam w stronę Hiszpanii, już bliżej Afryki...
Trochę kręta droga...
Czwartek, 27 październik 2005
Moja trasa w stronę Afryki nie prowadzi może najprostszą drogą, ale... wydaje mi się najciekawsza. Bo przejeżdżając tak blisko Andory, nie mogłam odmówić sobie odbicia i zahaczenia o ten niewielki, ale fascynujący górski kraj. Wspinająca się powoli droga odkrywała za każdym zakrętem coraz to piękniejsze krajobrazy. A w samej Andorze udało mi się zobaczyć dwa miasteczka zbudowane na zboczach gór, po czym... cały kraj otuliła gęstą białą mgłą, a kolejny stop zabrał mnie do granicy szybciej niż zdążyłam się zorientować.
Źródło: KingaFreeSpirit.pl
Relacje zaczerpnięte z
afrykańskiego zeszytu
pamiętnika Kingi
warto kliknąć
|